Stowarzyszenie Eko - Przyjezierze




Fundacja Thomson Reuters odkrywa wielkopolskie odkrywki


Fundacja Thomson Reuters odkrywa wielkopolskie odkrywki

Międzynarodowa agencja prasowa Reuters zainteresowała się odkrywkami węgla brunatnego we wschodniej Wielkopolsce. W dniach 9-10 czerwca gościliśmy w naszym regionie Claudię Ciobanu (niezależna dziennikarka pisząca m.in. dla Thomson Reuters, The Guardian, Al Jazeera i innych mediów), która na żywo zapoznała się z sytuacją i wysłuchała przedstawicieli mieszkańców regionu, władz samorządowych i spółki KWB Konin.

Problem kopalni odkrywkowych węgla brunatnego Konin i Adamów jest złożony i wielowymiarowy. Kopalnie i elektrownie - na skutek dziesięcioleci obecności w regionie konińskim - wywarły, i nadal wywierają ogromny wpływ na lokalną ludność, gospodarkę i środowisko. Wiadomo,  że najsilniejsze oddziaływanie na otoczenie powstaje w końcowych fazach wydobywania węgla brunatnego metodą odkrywkową. Wywołuje go olbrzymi lej depresji, a w przypadku metody wieloodkrywkowej stosowanej pod Koninem oddziałuje skumulowany lej depresji. Najostrzejszym przejawem jest zanikanie wszelkich zbiorników wodnych i mokradeł. Potęguje to zniszczona sieć hydrograficzna na powierzchni ziemi.  Wpływ ten nasila się, a obecnie jest katastrofalny o szerokim zasięgu przestrzennym i czasowym.

W rejonie konińskim i tureckim kopalnie i elektrownie przyczyniły się do rozwoju przemysłu i ograniczenia ubóstwa w ciężkich latach powojennych. Dzięki obecności KWB Adamów znaczna część gmin, na których terenie budowano odkrywki, została zwodociągowana (nie ma innej możliwości zaopatrzenia wsi w wodę, bo studnie znikają i wysychają w wyniku obniżenia poziomu wód gruntowych). Powstało wiele dróg, które początkowo służyły do obsługi odkrywek, a następnie pozostały jako publiczna infrastruktura gmin. Wpływy z podatków, darmowe przedszkola, zadbane miasteczka, praca - te wszystkie aspekty sprawiały, że obecność kopalni i elektrowni była nie tylko znośna ale wręcz pożądana.

Ale w tych rachunkach w zasadzie od początku istnienia kopalni pomijano ich wpływ na rolnictwo i środowisko przyrodnicze, a w szczególności kluczowy problem: wodę. Już w latach ’70 miejscowi rolnicy zauważali pogorszenie plonów, a lokalne oczka wodne, mokradła, drobne rzeczki i rowy zaczęły zanikać.  Wielu naukowców potwierdziło związek tych problemów z działalnością górniczą, co rozpoczęło bardziej szczegółowe badania nad wpływem odwodnienia gruntów na jakość gleb, analizy hydrogeologiczne i inne badania. Większość badań była prowadzona przez Akademię Górniczo-Hutniczą w Krakowie, Akademię Rolniczą w Poznaniu i Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu - ośrodki blisko powiązane z sektorem górniczym.

W czasach PRL rolnikom poszkodowanym przez kopalnię zasadniczo przysługiwały odszkodowania za utracone plony, choć i wtedy bywało różnie - wypłata rekompensat zależała od humoru aktualnych liderów partyjnych. Później, w miarę pogarszania sytuacji finansowej państwowych kopalń, z odszkodowaniami było coraz gorzej. Od czasu prywatyzacji kopalni w roku 2012, z uwagi na nieprecyzyjne, niespójne i złożone zasady prawne, uzyskanie należnych odszkodowań graniczy z cudem. Rolnicy, którzy podjęli się walki w sądzie, przegrali lub czekają na jej wyniki do dziś.

Podobnie przedstawia się kwestia rekultywacji, którą - początkowo - prowadzono nie szczędząc sił i środków, a kierunki zagospodarowania terenów pogórniczych były ustalane wspólnie z lokalnymi samorządami, tak aby uzyskać możliwie najlepsze efekty przy ówczesnym poziomie wiedzy. Do efektów rekultywacji z tamtego okresu można mieć wiele zastrzeżeń, ale nie można zaprzeczyć, że kopalnia się starała. Od 2012 roku sytuacja uległa drastycznej zmianie: priorytetem kopalni w procesie rekultywacji stało się cięcie kosztów. Wcześniejsze uzgodnienia z samorządami stały się nieważne, a niska precyzja wymogów określonych w decyzjach administracyjnych sprawia, że kontrola urzędnicza nad rekultywacją - prowadzona głównie zza biurka - jest praktycznie żadna. I tak dochodzi do marnowania setek hektarów dobrej jakości gleby, do obsadzania rekultywowanych terenów gatunkami inwazyjnymi, do bezpowrotnej dewastacji krajobrazu, który - zamiast polodowcowej mozaiki moren i jezior - przypomina skrzyżowanie hałd przemysłowych z pustynią Mojave.

Prywatyzacja kopalń Konin i Adamów przyniosła jeszcze jeden nieoczekiwany minus: już co najmniej 2 zbiorniki wodne powstałe w toku rekultywacji stały się prywatną własnością spółki, przewidzianą do sprzedaży na wolnym rynku - a nie mieniem samorządów. Problem dotyczy obecnie zbiorników Władysławów i Lubstów. Władze gmin Kleczew, Sompolno czy Władysławów srodze zawiodły się na kopalniach - zwłaszcza, że rozwój lokalny po zamknięciu odkrywek miał być oparty na turystyce, głównie wodnej.

Straty zasobów wodnych stały się głównym czynnikiem powodującym opór miejscowej ludności, a często i samorządów, przed ekspansją kopalni Konin na nowe tereny. Atrakcyjne turystycznie jeziora Pojezierza Gnieźnieńskiego: Wilczyńskie, Budzisławskie , Suszewskie i wiele innych, w których sąsiedztwie działa odkrywka Jóźwin, od kilku lat tracą wodę; spadek poziomu lustra wody w niektórych jeziorach sięga już 5-6 m, a w jeziorze Wilczyńskim szacowany jest obecnie na 3-4 cm tygodniowo. Tak poważne spadki poziomu wody nie nastąpiły nigdzie indziej na Kujawach i w Wielkopolsce - mimo suszy w 2015 roku i mimo powszechnie znanego problemu stepowienia Kujaw i Wielkopolski. Jednak władze spółki nie widzą związku tych zjawisk z odwodnieniem kopalni i nie chcą uczestniczyć w kosztach przeciwdziałania tym procesom.

Spółki KWB Konin i Adamów mają rację w jednym: ich celem jest robienie pieniędzy i dążą do niego wszelkimi sposobami. Takie jest prawo rynku i nie można mieć o to pretensji do właścicieli spółki. Ale czy zasady biznesowe i ceny akcji na giełdzie uzasadniają działania na granicy prawa i wpływanie na politykę państwa w sposób, który daje przewagę gigantom węglowym oraz pozbawia miejscową ludność wszelkich praw? Czy polskie władze i system urzędów nie powinny skuteczniej kontrolować i regulować tego, co dzieje się na terenach górniczych? I w końcu, czy rozmyta granica między politykiem, urzędnikiem i biznesmenem w spółce, która do niedawna należała do Skarbu Państwa, nikogo w tym kraju nie dziwi?

Z takimi pytaniami i wątpliwościami musiała się zmierzyć Claudia Ciobanu. Dziś efekty jej pracy ogląda Europa i świat, a my trzymamy kciuki za dalszy rozwój wydarzeń. Liczymy na to, że niezależne spojrzenie z zewnątrz nada kwestii węgla brunatnego w rejonie konińskim nowe, bardziej obiektywne i uczciwe oblicze.

 

Więcej na:

www.rozwojtak-odkrywkinie.pl

www.facebook.com/rozwojtakodkrywkinie

www.odkrywka.info

www.facebook.com/odkrywka.info

#stopodkrywce



⇑   Do góry strony

Projekt i wykonanie: nonomedia.pl